Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Pią 11:15, 12 Sty 2018    Temat postu: bar

Mniszka siedziala na pryczy za przepierzeniem z kocow, ktorymi Red wydzielil sobie w lazarecie cos w rodzaju wlasnego pokoju. Stopami nie siegala do ziemi, z podartej sukni wystawaly chude, pokryte zadrapaniami i blotem lydki. Obracala w palcach kawalek czerstwego chleba, zupelnie jakby nie wiedziala, co z nim zrobic. Wygladala teraz najwyzej na pietnascie lat. Smarkula, pomyslal ze zloscia Snow. Zamiast nianczyc, powinno sie ja po prostu odeslac do domu, niech jej tam vacu warszawa
ojciec pilnuje.Widac McBride myslal o tym samym.

-Skad jestes? - zapytal, podajac jej kubek z goraca herbata.

Machnela reka w nieokreslonym kierunku.

-Rodzice uciekli? - dociekal Szkot.

Zwrocila na niego spojrzenie. W mdlym swietle karbidowki blekit jej oczu sprawial wrecz nierzeczywiste wrazenie.

-Nie wiem - powiedziala. - Nie widzialam ich.

-Jestes tu od poczatku wojny? - zdumial sie Red, ktory dotad ignorowal ich, zirytowany, ze go wyrwali z drzemki, pierwszej od dwoch dni.

-Od siedmiu lat - odparla dziewczyna.

Snow usmiechnal sie w duchu. Dobrze, ze Kaznodzieja tego nie slyszy, pomyslal. Jeszcze bardziej utwierdzilby sie w przekonaniu o barbarzynstwie papistow, ktorzy zamykaja swoje niewinne dzieci w klasztorze. Moze nawet zrobiloby mu sie jej zal.

-To ile mialas lat, jak cie przyjeli? - McBride prychnal z niedowierzaniem. - Osiem?

Jej twarz zlagodniala nieznacznie.

-Dwanascie. Wystarczylo, by tkac, a moja poprzedniczka umarla.

Szkot sciagnal lekko usta. Usilowal ukryc zaciekawienie, lecz Snow widzial, ze slowa dziewczyny zafrapowaly go. McBride nie floating
potrafil oprzec sie tajemnicom. Jeszcze przed wojna wloczyl sie po swiecie, czasami pisywal do gazet, czasami imal sie dorywczych zajec, zeby troche zarobic i powedrowac dalej. Snow sadzil, ze wlasnie ciekawosc sklonila Szkota do zaciagniecia sie do armii. Wtedy wielu sie wydawalo, ze wojna jest jeszcze jedna zagadka, najbardziej zajmujaca ze wszystkiego, z czym sie dotad zetkneli.

-Poprzedniczka? - powtorzyl.

Ze znuzeniem potarla czolo. Na skroni miala szeroka, sina szrame od uderzenia.

-Zawsze tak bylo. Dwanascie tkaczek z dwunastu wiosek. Gdy jedna odchodzi, jej miejsce przy krosnie zajmuje mlodsza z tej samej rodziny.

-Tkwisz przy tym kosciele od siedmiu lat, cos tam tkajac i zawodzac durne hymny? - wyrwal sie Red. - Co za marnotrawstwo! - dodal z pasja.

Snow spojrzal na niego z rozbawieniem. Dziewczyna nie byla az taka ladna, zeby jej zalowac, widywali juz znacznie bardziej urodziwe zakonniczki. Ale Felczerowi nie szlo bynajmniej o jej wdzieki, ktore bezuzytecznie wyschna i skwasnieja w klasztornych murach dla nikogo. Nie, Red zzymal sie z powodow o wiele bardziej pryncypialnych. Na studiach do szpiku kosci przesiakl nowomodnym wolnomyslicielstwem i przy kazdej okazji dzielil sie z kolegami swoimi przemysleniami. Oczywiscie doprowadzal tym Kaznodzieje do furii, ale na szczescie na glowny cel swych atakow i niewybrednych dowcipow wybral sobie kapelana, wielebnego Jonesa, grubasa o czerwonym nosie, widomym znaku zamilowania do trunkow, i wiele mowiacym przezwisku Boza Wojna. Gale rowniez go nie cierpial i od tamtej pory zawsze klal, kiedy przypominal sobie, jak na samym poczatku tej cholernej ofensywy wielebny Jones biegl na swoich krzywych nogach za drezyna pelna dzieciakow z ostatnich uzupelnien, ktore dowiedzialy sie, ze jada prosto na pierwsza linie frontu, i pokrzykiwal razno:

-Czy zamierzacie wyruszyc z naszym Przyjacielem na boza wojne? Czy wierzycie w boza wojne?

Rozsmieszyl ich wtedy: dla chlopakow z pierwszego zaciagu od dawna najlepszym przyjacielem byl karabin maszynowy Lewisa, pieszczotliwie zwany grzechotnikiem, a nie Dobry Pasterz z dzieciecych modlitw, pochylony z troska nad zablakana owca. Jeden Kaznodzieja mu odpowiedzial, spluwajac na ziemie z odraza.

-Sir, lepiej trzymaj swojego biednego Przyjaciela z daleka od tego krwawego bagna. - I wedle wiedzy Snowa byla to najsmielsza wycieczka w kierunku swietokradztwa, na jaka Gale sobie pozwolil przez ostatnie trzy lata.

Twarz dziewczyny stezala. Snow od razu odgadl, ze slowa Felczera urazily ja do zywego.

-Sami wszystko zmarnowaliscie - syknela przez zeby. - Nikt was tu nie chcial.

Red ponownie probowal sie odezwac, ale Szkot uciszyl go ruchem reki i wyjal zza pazuchy zdjecie gobelinu.

Powered by phpBB © 2001 phpBB Group